<<< menu        <<<-- wstecz

Relacja: STFZ na targach "INHORGENTA` 2003"


Nasz wyjazd na XXX Targi Fachowe Zegarków, Biżuterii, Kamieni Szlachetnych, Pereł i Technologii "Inhorgenta Europe 2003" był ważnym wydarzeniem dla Stowarzyszenia. Stowarzyszenia, bo jakkolwiek delegacja liczyła 4 osoby, a swoje prace nadesłało tylko 16 osób, zdobyte doświadczenia, nawiązane kontakty, zebrane opinie będą przydatne wszystkim. W Monachium byli: Ewa Franczak, Maryla Dubiel, Jacek Byczewski i Andrzej Bielak. Przedstawiamy oficjalne sprawozdanie oraz krótkie opinie pozostałych delegatów. Opinie i sprawozdania nie były wzajemnie konsultowane, niektóre sprawy w nich się powtarzają, ale chodziło o niezależne spojrzenie i wnioski o Targach i wyjeździe.

Zrobiliśmy obszerną dokumentację fotograficzną, część prezentujemy poniżej.

Relacja z wyjazdu delegacji STFZ na Targi "Inhorgenta Europe 2003"
Monachium 20 - 24 luty 2003

Dzięki staraniom poczynionym z zeszłym roku oraz przychylności Przedstawicielstwa Targów w Polsce, Stowarzyszenie dostało do dyspozycji bezpłatnie stoisko o pow. 12m2 w hali C2. Mieliśmy możliwość wybory rodzaju zabudowy. Podstawowym warunkiem było nie prowadzenie działalności komercyjnej.

O możliwości pokazania się w Monachium pisaliśmy w info, podając terminy i sposób dostarczenia prac. Kwalifikacji dokonała Rada Programowa. Ostatecznie prace wszystkich zgłoszonych (16 osób) znalazły się na Inhorgencie. Skład czteroosobowej delegacji: Maryla Dubiel, Ewa Franczak, Jacek Byczewski, Andrzej Bielak ustalił Zarząd z Radą Programową. Pewnym jest, że w kolejnych latach powinny jechać inne osoby, może z jednym "weteranem". Głównym kryterium była znajomość języków obcych. Ustalono, że STFZ pokrywa koszty dojazdu, karnetu, częściowo noclegów. Koszty wyżywienia pokrywają uczestnicy. Jechaliśmy prywatnym samochodem Jacka. Prace zostały oficjalne odprawione i wywiezione z Polski w ramach karnetu ATA.

Mieszkaliśmy we wcześniej zarezerwowanym niedużym (niedrogim, dwójka ok. 200 zł), podmiejskim hotelu z grecką restauracją na parterze. Polecamy takie rozwiązanie. Tereny targowe znajdują się na obrzeżach miasta. Dojazd samochodem do hoteli w centrum jest długą udręką. Nam dojazd do targów (autostradą) zajmował do 10 minut. Słowo o możliwości zwiedzania miasta. Pobyt na targach nie jest relaksem. Wychodząc po 18.00 wszyscy myślą o obiedzie i odpoczynku. Te warunki spełniał nasz hotelik i smaczna restauracja z rozsądnymi cenami (obfity obiad z trunkami ok. 80 zł). Zwiedzanie miasta wieczorem nie ma sensu, bo dojazd i szukanie miejsca do parkowania zajmuje zbyt wiele czasu. Najlepszym rozwiązaniem jest zostanie dzień dłużej lub wyrwanie się na parę godzin z targów, dogodny dojazd zapewnia metro (bezpłatne dla "targowiczów").

Zabraliśmy do Monachium ulotki STFZ, wizytówki, katalogi udostępnione przez Galerię Sztuki z Legnicy i trochę własnych. Osobom wystawiającym zrobiliśmy małe kserowane wizytówki. Targi trwały od piątku do poniedziałku włącznie. Wyjechaliśmy z Warszawy w środę wieczorem, spaliśmy przy granicy i w czwartek po południu dojechaliśmy do Monachium. Stoisko czekało przygotowane, do wieczora biżuteria była w gablotach. Mieliśmy do dyspozycji trzy gabloty , z tyłu stolik z krzesłami, ale mimo dość dużej powierzchni nie udało pomieścić się wszystkich prac, natomiast wszyscy byli pracami reprezentowani, (w czasie kolejnych dni przestawialiśmy ekspozycję). Na przyszłość narodził się pomysł, aby poprosić tylko o powierzchnię (może udało by się zdobyć trochę większą), a gabloty, czy system wystawienniczy przywieźć z Polski, to do rozważenia.

Oficjalne otwarcie w piątek o 10.00. Uzgodniliśmy, że ze względu na nieduże zaplecze dwie osoby będą dyżurowały, pozostali zwiedzali targi. I od rana pojawiło się dużo ludzi. Na targi wpuszczani są jedynie fachowcy, hurtownicy, właściciele sklepów i galerii, osoby związane z branżą, młodzież ucząca się złotnictwa. Tych ostatnich do południa w piątek było najwięcej, zwolnieni ze szkół targi zwiedzają obowiązkowo.

W ciągu czterech dni targi odwiedziło ponad 30 000 osób (dla porównania, tegoroczny Amberif ok. 4000 fachowców). Przez cztery dni naprawdę wiele osób zatrzymywało się przed naszym stoiskiem, oglądali, pytali. Przed stoiskiem rozłożyliśmy materiały, część rozdawaliśmy za darmo, katalogi, aby docierały do naprawdę zainteresowanych sprzedawaliśmy (podglądając sąsiadów) za symboliczne kwoty. Dużo materiałów (ulotki STFZ, warunki konkursu "Krąg") roznosiliśmy po stoiskach w "naszej" hali.

Tereny targowe, tzw. "nowe" są w tej chwili zespołem 14 wielkich hal, połączonych krytymi przejściami, z możliwością dojechania i wjechania do każdej hali samochodem. Klimatyzowane, dobrze oświetlone, z dobrym zapleczem restauracyjnym (ale drożej niż w mieście). W zeszłym roku parkowało się na wielkim odkrytym parkingu. W tym roku działał wielopoziomowy parking, a na części starego parkingu budowane są dwie nowe hale. Targi Inhorgenta zajmowały siedem hal. Jedną mniejszą zajęła grupa Swatch, jedną zegarki, trzy hale biżuteria, perły, kamienie, pół narzędzia i opakowania, jedną biżuteria designerska, pół grupa handlowa Egana.

Na targach pokazano wystawy:
  • Design Podium (wystawa towarzysząca Inhorgencie, odpowiednik "Prezentacji")
  • XII konkursu Benvenuto Cellini
  • 33 Nagrody Biżuterii I Kamieni Szlachetnych Idar Oberstein
  • 5-go Międzynarodowego Konkursu Projektowania Biżuterii z Minerałami
  • "30 lat Inhorgenty"
  • Platin Forum" - prezentacja i promocja biżuterii z platyny
  • Silber Sommer Galerie - prezentacja sztuki użytkowej na żywo, studenci karmili i poili publiczność w zaprojektowanych i zrobionych przez siebie naczyniach, sztućcach, etc.

Tyle. Niemało. Były także liczne wykłady i seminaria, poświęcone głównie rozwojowi branży, sposobom handlowania, perłom, platynie, itd. itp. Nie braliśmy w nich udziału. Dużo szumu było przy wręczaniu nagród "Design Podium". Ten konkurs kreowany jest na jeden z ważniejszych w świecie, nie ma długiej tradycji, nadrabiają promocją. Katalog istnieje tylko na CD i w internecie na stronie targów www.inhorgenta.com. Wśród wyróżnionych prezentacją na targach była praca Andrzeja Szadkowskiego. Wstawcie ten konkurs do waszych planów na ten rok.

Stoiska z biżuterią różne od "badziewiastych" handlujących byle czym (też jest na to klient), po "wypasione" największych złotniczych i wchodzących w złotnictwo firm: Bunz, Armani, Calvin Klein, Hugo Boss, itd. itp. Nie rzuciło nas na kolana pół hali "narzędziowej" praktycznie wszystko można kupić u nas, ceny na niektóre rzeczy niższe, na niektóre wyższe, wychodzi na to samo. Biją nas półfabrykatami, trochę nowości, różne siateczki, tkaniny, ze złota i srebra.

Polacy na Inhorgencie. Wystawiali się i zwiedzali. Spotkaliśmy wielu znajomych z Polski, wielu jest na zdjęciach. Ale z naszego punktu widzenia ważniejsi są wystawiający. Oficjalnie w katalogu pod hasłem Polska figurują: Amberif (przedstawicielstwo), Art Work; Arti Ambra (bursztyn), J. Koźmiański i J. Pomianowski; Jubilex, Nordens Gold, STFZ, ASP Łódź, Marcin Zaremski, razem 9. Nas interesowała głownie hala C2 - design. I tutaj polska biżuteria, zaprojektowana i wykonana w Polsce była na stoiskach p. Anioł, p. Rzewuskiej, p. Korczyńskiego, Marcina Zaremskiego, dwóch Jaśków Koźmiańskiego i Pomianowskiego, Art Work - grupa młodych polskich designerów, STFZ i ASP w Łodzi. Razem osiem stoisk z biżuterią z Polski. W największej hali designu w Europie. To jest pozytywne zaskoczenie. Dla mnie, dla nas, ale też przedstawicieli targów i wszystkich z którymi rozmawialiśmy. Nie zdawali sobie z tego sprawy. Gdyby połączyć te stoiska zajęłyby niemało powierzchni. I jakkolwiek pp. Aniołowa czy Rzewuska, nie afiszują polskości biżuterii na swoich stoiskach, fakty jakie są każdy widzi. Żadna inna nacja, poza Niemcami nie była tak licznie reprezentowana w hali C2. Nawet nie zbliżali się do naszej pozycji Włosi, Francuzi, Austriacy, Hiszpanie, Belgowie i cała reszta. I tą naszą, Waszą biżuterię podziwiają, oglądają, chwalą i naturalnie kupują. Naprawdę wiele opowiadaliśmy o STFZ, polskim designie biżuterii i o Was.

Od drugiego dnia ruszyliśmy do sąsiadów ze szkół i stowarzyszeń, bratać się, rozdawać materiały. Wielu zaglądało do nas. Dobre wrażenie i materiały poszły w świat. Nie wiem, czy powinienem, ale muszę pochwalić Ewę, Marylę i Jacka, naprawdę nagadali się w obcych językach sporo. Ciekawi jesteśmy odzewu na hasło "Krąg", bo warunki dostał praktycznie każdy w hali.

Zwiedzając targi wypytywaliśmy i podpatrywaliśmy. Podobało nam się wiele prostych tanich sposobów wystawiania się, wiele pięknej biżuterii. W sprawach wzornictwa pojawia się problem, już rok temu o tym pisałem. Na targach jest biżuteria wypisz wymaluj jak ta, którą znamy z paru Waszych stoisk na targach w Polsce. Często tylko podobna, często dokładnie taka sama. Nie wiem, czy to kopie, podróbki. Nie wiem kto kogo podrabia. Był nawet mały problem, interwencja. To może stać się dużym problemem dla niektórych. I niestety racja będzie po ich stronie, bo Europa jest tam i są silniejsi. Przez 25 lat napatrzyłem się na biżuterię, od początku prenumeruję niemieckie czasopisma i wiem, jestem przekonany, że wiele naszych pomysłów i prac było kopiowanych. Dziwnie chwilę po legnickich wystawach pokazywały się tam zadziwiająco podobne pomysły i wzory. Ale z takiej wiedzy nic nie wynika. Rację ma ten kto pierwszy pokaże prace na wystawach i targach na zachodzie. To jest najlepsza ochrona wzorów. Dlatego też wcześniej zachęcałem do udziału w wystawach w świecie.

Jak wspomniałem polska biżuteria jest obecna i jest jej dużo. Ale czy to już koniec możliwości ? Na pewno nie. Panie Aniołowa czy Rzewuska mają bogatą, ale na pewno nie kompletną ofertę. Z wieloma osobami z jakiś tam względów nie handlują. Są takie przypadki jak Marcina, który zrezygnował z współpracy z pośrednikami ponieważ ma ogromną ofertę wzorów, których nie byli w stanie fizycznie pokazać. I zaczął się wystawiać sam. I to jest droga dla tych, którzy mają większe pracownie. Także mniejsi mają szansę; albo iść drogą ART WORK - łączyć się i w kilku wykupywać stoiska, albo przez kolejnego pośrednika, który wystawi na rynku niemieckim (bo właściwie nie chodzi tylko o te jedne targi), innych autorów niż wspomniani wyżej hurtownicy.

Jest też możliwość wykupienia w Monachium małych stoisk - gablot, bez zaplecza, coś jak w naszych Galeriach Projektantów, nie znam szczegółów, ale dowiem się. Początek zrobiony i droga przetarta. Mamy przyjaciół w przedstawicielstwie targów Inhorgenta w Polsce. Pomogą. Na dodatek jest duża szansa na istotne dofinansowanie stoisk. To wszystko daje impuls do ruszenia "na zachód". Myślcie o takich rozwiązaniach, nie jest to ani trudne, ani skomplikowane. Jeżeli zainteresują kogoś szczegóły i konkrety służę swoją osobą.

Oprócz znajomych z Polski byli znajomi ze świata, bo do Monachium przejeżdżają wszyscy z branży, aby się spotkać, obejrzeć nowości, pogadać, wypić piwo. To też ważny aspekt targów. Ci z Was, którzy myślą przyszłościowo o swojej działalności powinni choćby w tym celu na Targi jeździć, a przynajmniej raz pojechać.

To wszystko co przyszło mi do głowy. Jeżeli macie pytania czy wątpliwości kontaktujcie się z Marylą, Ewa, Jackiem lub ze mną. Jesteśmy do waszej dyspozycji.

Andrzej Bielak

Witajcie, oto parę zdań na temat Inhorgenty:

Targi w Monachium, na których miałam przyjemność być po raz pierwszy, oceniam bardzo pozytywnie. Zarówno organizacyjnie jak i merytorycznie to impreza bez zarzutu. Po ostatnim Amberifie, którego organizacja chwilami pozostawiała wiele do życzenia (temperatura na antresoli nie do zniesienia, hałas uniemożliwiający rozmowy), chciałoby się zapytać - dlaczego u nas tak być nie może?... Pewnie będzie, za parę lat, a tymczasem warto pojechać na Inhorgentę i zobaczyć biżuterię designerską praktycznie z całego świata. To naprawdę interesujące doświadczenie i na tym polu wydaje się, że mamy rzeczywiście coś do powiedzenia.

Nasza prezentacja i obecność na targach pokazała, że polska biżuteria cieszy się dużym zainteresowaniem i zdecydowanie trzeba się tam pokazywać i promować. Z wielu rozmów przeprowadzonych na naszym stoisku, gdzie odwiedzający bardzo konkretnie interesowali się pracami i katalogami, sugeruję, byśmy w przyszłym roku (o ile organizatorzy targów udostępnią nam darmowe stoisko) solidniej przygotowali się do prezentacji, zadbali o ciekawą ekspozycję i pełną informację o pracach, autorach i cenach!, czego w tym roku zabrakło.

To tyle
Maryla Dubiel

Była chyba kiedyś taka książka (Brychta?) o wrażej radiostacji Wolna Europa p.t. "Raport z Monachium". Teraz będzie o wrażych targach. Po pierwsze - wcale nie takie straszne, bo byliśmy najliczniej reprezentowaną grupą narodowościową (producentów i designerów ). Niemcy zwykle cenią najbardziej swoje wyroby od samochodów po biżuterię. W naszej dziedzinie są potęgą - zarówno jeżeli chodzi o produkcję, jak i projektowanie, jak i rynek. Jak dodamy do tego wysoki poziom szkolnictwa, to mamy wszystkie elementy składające się na dobrze funkcjonującą całość.

Więc miło było odnotować, że to my wdzieramy się na ten rynek jako jedyni właściwie z postkomuny. Śladowe ilości (ale b. interesujące) artystów z Holandii, Anglii, o dziwo z Belgii i nawet z Francji. Dla mnie ważne było pooddychać atmosferą tego wielkiego (nie tylko skalą) wydarzenia producencko-designerskiego. Z radością skonstatowałem, że to nieprawda, iż w Unii (czytaj: w państwach rozwiniętych) nie ma miejsca na taką działalność jak nasza. Znakomita większość wystawiających to bardzo małe, często jednoosobowe firmy-pracownie, działające na podobnych zasadach jak u nas, zajmujące się często wytwarzaniem prawdziwie unikatowych przedmiotów.

Tu ważne są zapewne uwarunkowania ekonomiczne - bogate społeczeństwo stać na unikaty. Ale ma to także swoje implikacje artystyczne, czy raczej programowe (filozoficzne), mnie osobiście bliskie - projektowanie jako przekaz informacji bardzo osobistej lub nakierowany na konkretną osobę lub sytuację. Biżuteria unikatowa może być bardzo dobrym nośnikiem tego typu myślenia. Taką tendencję można było odnotować, ale może ja ją tylko łakomie "wykombinowałem". Poza tym nie podejmuję się opisać, czy wyszczególnić jakieś nurty. Jak zwykle w naszych czasach wszystko współegzystuje nie robiąc sobie krzywdy. Wspaniała technika i technologia. Świetne pomysły - jak ja żałuję, że na parę z nich nie wpadłem...

Jacek Byczewski

Targi w Monachium nie zadziwiły mnie w jakiś szczególny sposób. Po doświadczeniach Amberifu i obecności na targach warszawskich, oglądając targi w Monachium w tym roku uzmysłowiłam sobie, że nasze krajowe targi są mniej lub bardziej udolną kopią wielkich targów europejskich i że znalazłam się w sytuacji dobrze mi już znanej. Daleko nam jeszcze co prawda do organizacji, zabezpieczenia standardu zaplecza - komunikacja, czyli super drogi dojazdowe, darmowe bilety komunikacji miejskiej wydawane łącznie z biletem wstępu, wygodne parkingi, różnorodne zaplecze gastronomiczne. A przede wszystkim komfort wystawiania w halach bez hałasu, (klimatyzowanych?) - czyli po prostu brak tego koszmarnego znużenia, które jest zmorą np. targów gdańskich. To jest oczywiste, nasze targi wyglądają przy niemieckich prowincjonalnie. Targi Inhorgenta zadziwiają wielkością. Sama Hala C2 odpowiednik naszej Galerii Projektantów - może lekko przesadzę - ale 4-krotnie większa niż hala z bursztynem na gdańskim Amberifie. Zabudowa typowa przypomina w zasadzie estetyką i standardem gabloty na targach w Polsce. Z takich gablot korzystają szkoły, stoiska takie jak nasze (STFZ-u) - czyli darmowe i niektórzy projektanci. Dwie trzecie powierzchni hali C2 to stoiska duże, przeważnie kilkunastometrowe o bardzo zindywidualizowanej zabudowie. Każdy projektant wraz z kolekcją swojej biżuterii proponuje własną formę jej ekspozycji (ciekawe gabloty), promocji (drukowane kartki z własną biżuterią, foldery, wizytówki). Naprawdę interesujących stoisk może połowa. To nazwiska znane z pism o biżuterii designerskiej - Barbara Simon, Ulla + Martin Kaufmann i inni. Głównie Niemcy, ale również stoiska Francuzów, Holendrów, Belgów - pojedyncze.

Z obszaru państw postkomunistycznych oprócz nas jeszcze tylko Węgrzy z dość marną propozycją. Projektanci niemieccy, świetni technicznie, pokazali jak zwykle dobrą geometryczną biżuterię. Oprócz tej zdecydowanie wyróżniającej się grupy liczne stoiska z biżuteryjną "galanterią" srebrną za kilkanaście euro sztuka. Oczywiście trzeba podkreślić widoczną obecność polskiej biżuterii, głównie na stoiskach ANIOL, RZEWUSKA, KORCZYNSKI. Pytałam obie panie, czy niemieccy projektanci wiedzą, skąd pochodzą te przedmioty i czy widzą w nas konkurencję na ich rynku. Podobno tylko się domyślają.

Biżuteria polska nie zagraża niemieckim projektantom w tej chwili, ponieważ ma innych odbiorców. (Nie są to niestety galerie - galerie w znaczeniu Metal, Ofir, Galerie Stanków). Dobrze prezentowało się stoisko kolegów pod szyldem ART WORK - B.Bytomski, M.Tymiński, A.Wolski i inni oraz weterana targów M. Zaremskiego.

Stoisko STFZ-u było usytuowane pomiędzy szkołami biżuterniczymi - w dobrym towarzystwie. Z jednej strony to dobrze, że potraktowano nas jako stowarzyszenie twórcze, z drugiej strony, może przez to rzadziej padały pytania o ceny, czy ew. kontakty handlowe z twórcami. Taka miała być formuła naszej gratisowej obecności na targach. Naszą ekspozycję oglądano z uwagą i zainteresowaniem. Ostatniego dnia targów zrobiono zdjęcie prac z STFZ- owskiego stoiska do katalogu potargowego. Podobno z innych stoisk z biżuterią polską też. Jest to dowód na to, że raz pierwszy w tym roku zauważono naszą polską obecność. Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się katalogi wystaw legnickich. Rozchodziły się jak świeże bułeczki.

Trudno było nie zauważyć samych Polaków. Przez halę C2 przewinęło się może 40 - 50 osób, kolegów, studentów ze szkoły łódzkiej, naszych "galerników". Przecieramy drogę na targi europejskie i od tego nie ma odwrotu. W przyszłym roku mam nadzieję, że jako stowarzyszenie otrzymamy również darmowe stoisko. Powinniśmy zbierać prace pół roku wcześniej, najlepsze, po 1-2 prace od autora. Zaczątkiem tej małej kolekcji mogą być prace konkursowe PREZENTACJI 2003. Trzeba to koniecznie ciekawie zaaranżować wystawienniczo. Może....zaangażować do tego naszych młodszych kolegów po szkole łódzkiej z jakimś "odjazdowym pomysłem".

A jeżeli chodzi o sprawy sprzedaży na targach to najlepiej iść w ślady prężnych młodych, zbierać się po 5 osób i kupować własne stoisko komercyjne (w podobnej formule jak ART. WORK). Koszty targów, noclegów, przejazdu zwracane są w 60% z funduszu UE. A kto się boi ryzyka niech siedzi w domu i projektuje prace dla miłych pań Rzewuskiej i Aniołowej.

Ewa Franczak

<<< menu        <<<-- wstecz

Copyright © 2000 - 2003 STFZ. Wszystkie prawa zastrzeżone.