<<< menu        <<<-- wstecz

Galeria Projektantów na targach "AMBERIF `2004"

Początek marca za nami. Czyli - za nami spotkanie w Galerii Projektantów na gdańskim Amberifie.

Jakie były to Targi? Opinie twórców były krańcowo różne. Część wystawiających zachwycona nowymi kontaktami, część obiecuje, że "już nigdy więcej, wyrzucone pieniądze", część znudzona, bo w obecności swoich reprezentantów handlowych generalnie nic nie mogła zrobić... Niektóre opinie publikujemy niżej.

Na uwagę zasługuje z pewnością obecność właścicieli galerii i sklepów z Europy. Przyjechali, aby nawiązać bezpośrednie kontakty z polskimi projektantami. Znają naszą biżuterię, dotychczas kupowali ją na targach w swoich krajach, dziś chcą nawiązać kontakt bezpośredni. Liczą na niższą cenę, ale również na sprawną reakcję na zapotrzebowanie swoich klientów. 1 maja traktują jako magiczną datę rozpoczęcia współpracy.

Właśnie: 1 maja. Zastanawiające dla wielu było, co zmieni się po 1 maja w kontaktach handlowych. Przecież dziś wysyłka biżuterii odbywa się sprawnie, na Euro w Polsce jeszcze poczekamy - o co więc chodzi?

A chodzi o europejski NIP! Dla nich jest to duże ułatwienie w zapisach księgowych, biżuteria jest dostarczana bezpośrednio do galerii, nie ma kłopotów z urzędem celnym, nie traci się czasu. Nasze Ministerstwo niedawno obudziło się z letargu i - podobno - opublikowało przepisy dot. nadawanie "Euro-nipu". Zaraz o tym napiszemy.

MP

Jacek Zdanowski:

Z moich obserwacji targi są zdominowane w tej chwili przez wąskie grono akwizytorów, co zawęża grono odbiorców. Nie wiem czy to dobrze dla nas, czy nie, może wygodniej.

Ewa Franczak:

Nie były to dla mnie targi rewelacyjne. Nie widziałam zbyt wielu "galerników" z Polski. Ci, którzy przyjechali kupowali wyłącznie sprawdzone "hity", albo rzeczy do tych hitów podobne czyli tzw. "dobrze schodząc". Nie wiem czym spowodowana była ta niska frekwencja kupujących czy zamawiających, czy fatalną sytuacją rynkową, czyli brakiem pieniędzy i popytu na biżuterię ,czy zmonopolizowaniem rynku przez pośredników a właściwie pośrednika, bo wielu ich nie widziałam.

Jeśli chodzi o kontrahentów zagranicznych, byli wszyscy, ci sami jak co roku. Mało nowych twarzy z Europy i świata, ale po co by się miały pojawiać, jeśli wielu z nas ma już związane ręce umowami o "wyłączność". Oczywiście taka umowa to powód do chluby i pewna przyszłość. Ale co to za targi, które nie niosą radosnej niespodzianki nowego kontaktu, nowego rynku zbytu. Targi staną się może niepotrzebne, kontakt z pośrednikami /na dole bursztynnicy nazywają ich hurtownikami/ odbywać się będzie drogą elektroniczną. Na targach nie będą pokazywane nowe wzory, z obawy przed naśladowcami tylko te, które już rok "chodziły". Podobno tak już jest "na dole".

Europa podzielona została na obszary aktywności handlowej przez naszych przedstawicieli. My też zostaliśmy podzieleni, dosłownie i w przenośni. Jedni przynależą do tej osoby oferującej w Europie biżuterię, drudzy do tamtej, jeszcze inni zamienili jedną gorszą na drugą lepszą, ale są zmartwieni czy postąpili słusznie. Są tacy, którzy nie przynależą nigdzie i są tym zasmuceni. Być może trudno będzie wytrwać w zawodzie bez swojego pośrednika, pełniącego rolę agenta. Te podziały potęgują zazdrość i wzajemne niechęci. Wydawało mi się nawet, że nasze wieczorne "balangi" były mniej beztroskie. A może mi się to tylko wydawało....

Na szczęście był wernisaż GRUPY 6-5 w Sopocie, gdzie można było zobaczyć świetną jak co roku biżuterię niekomercyjną, zrobioną z poczuciem humoru dla przyjemności swojej i widza.

Cezary Łutowicz:

Z targów jestem bardzo zadowolony, tym bardziej iż krzemień pasiasty, okazuje się, może być alternatywą bursztynu. Dużo "bursztynników" brało bardzo konkretne namiary na ten kamień, z uwagi na trudności na rynku z surowcem (bursztynem), dużą konkurencją na rynku bursztynu, wielu chce przestawić się na drugi "polski kamień". Bardzo mnie cieszy, że udało się dość głęboko wszczepić świadomość posiadania tego kamienia. Wszystkim próbującym życzę sukcesów, w chwilach trudnych służę pomocą. Krzemień pasiasty jest nazywany "kamieniem optymizmu", tego nowicjuszom w tym temacie życzę - Cezary Łutowicz.


Tomek Stajszczak:

Zawsze uważałem, że dobrze jest być samemu na takiej imprezie.
Żaden pośrednik nie zastąpi autora, z którym bezpośredni kontakt często buduje dodatkowe powiązania osobiste i większą chęć do współpracy.
Jesteśmy przecież TWÓRCAMI, a nie producentami gwoździ na wagę ( wg. normy )
Targi uważam za udane, chociaż oczywiście jest na co narzekać:
    wentylacja - sprawa od lat nie do naprawienia
    akustyka - trudno, nie da się nagłośnić takiej hali.
    smrody gastronomiczne w kącie sali na dole pod nami
to są tematy na rozmowę z organizatorem ( będzie takowa )

Atmosfera panowała gorąca, ale sympatyczna i wzajemnie życzliwa, a to miłe i unikalne, bo nie ukrywajmy że jest to impreza komercyjna.

Poziom "dizajnu" to temat nie do dyskusji, ale z uznanych na świecie ust słyszałem, że jest zaskakująco dobrze i różnorako. Te same usta zwróciły jednak uwagę na miejscami żałosny poziom techniczny prac. Trudno, musi widać być i tak, jednak dobrze że i to ktoś zauważa.

Słyszałem wiele głosów, że brak było handlowców z USA, mają obecnie słaby przelicznik i chyba trochę pietra.

Czekamy do następnych targów

Eugeniusz Gowkielewicz

Zauważyłem, że lepiej sprzedaje się na Amberifie stojąc "jako firma". Kupcy, którzy przyjeżdżają na targi to hurtownicy - nie maja zaufania do wytwórców z galerii projektantów (chyba nie zależy im na takim produkcie). Chociaż zauważyłem, że pojawiają się kupcy z galerii - ci nie targują się o cenę i kupują bezpośrednio do galerii pomijając po drodze hurtowników. Myślę, że trzeba walczyć o lepsze położenie stoisk galerii projektantów (ciasno i ciężko dojść do wszystkich). Może warto wykupić stoisko firmowe np. 6 m2 we trzech - wtedy lepiej można wszystko pokazać.


<<< menu        <<<-- wstecz

Copyright © 2000 - 2004 STFZ. Wszystkie prawa zastrzeżone.